sobota, 6 czerwca 2015

„The Love In The Betrayal” (1x04)



“It’s what you do
It’s what you see
I know if I’m haunting you
You must be haunting me”
Beyonce - Haunted

Człowiek posiada w sobie naturalny instynkt trwogi przed namiętnościami i pożądaniami, które czasem zdają się być silniejsze od niego samego. Łatwo zatracamy się w przyjemnościach; próżnych i lekkomyślnych. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak daleko możemy się posunąć wrzawie emocji. Zbrodnia namiętności? Każdy do niej jest zdolny, kto potrafi mocno kochać. Ale co z pewnością siebie? Czy wystarczy tylko toksyczna pasja?

Wychodząc z windy napotykam się na Jake, który biegiem leci do Sali konferencyjnej, w której zgromadziło się aż pół kancelarii. Przyspieszam kroku rzucając teczkę na biurko wraz z czarnym płaszczem. Mimowolnie wzrokiem szukam Stelli z pośród innych pracowników. Uśmiecham się sam do siebie i kieruję się do środka pomieszczenia. Wrzawa jest niesamowita, każdy mówi przez siebie, a ona stoi niewzruszona obok Waltersa, czekając na opis sprawy przez Loyda i Spencer. Łapię z nią kontakt i skinieniem głowy ponownie się witamy.
Opadam na pobliskie krzesło i czekam na dalszy bieg wydarzeń. Kiedy otrzymałem telefon od zdenerwowanej Spencer, wiedziałem, że szykuje się jakaś grubsza sprawa, w którą z pewnością zamieszana jest jakaś gruba ryba naszej socjety. Z przyzwyczajenia chwytam długopis i obracam go w palcach. Pogrążony w myślach, nie zauważam, kiedy wypada mi z ręki i ląduje między nogami Stelli.
 - To chyba twoje – jej cichy szept wyrywa mnie z odrętwienia i czuję, jak włosy na szyi budzą się do  życia pod wpływem jej ciepłego oddechu.
 - Tak, dziękuję – odpowiadam i nieznacznie odwracam głowę jej stronę i po chwili uświadamiam sobie, że był to jeden z pierwszych błędów, które popełnię podczas naszej znajomości. Patrzę jej głęboko w oczy.
W jej wzroku jest coś, co mnie paraliżuje, omamia.
Co sprawia, że chciałbym zatrzymać czas i stać się jej niewolnikiem.
 - Uważaj, co z tym robisz – szepcze, ciągle intensywnie wpatrując się w moje oczy – mogłeś komuś wybić oko- wypowiadając to ostatnie zdanie zezuje na moje krocze i uśmiechając się uwodzicielsko, zajmuje miejsce obok mnie. Kiedy sięga po wodę do moich nozdrzy dociera zapach jej perfum i zaczyna szumieć mi w głowie.
 - Co się ze mną dzieje? – myślę, ale nie mam czasu tego przeanalizować, bo do Sali wkracza wyraźnie wzburzona Spencer i wyglądający na nieco przegranego Loyd.
Wszyscy zajmują miejsca i traf chce, że krzesło obok mnie zaczyna okupować Walters, który uśmiecha się szelmowsko.
 - Nasz szef chyba miał CIĘŻKĄ noc – mówi Jake. - Podobno jego żona wróciła z sanatorium. Nic dziwnego, że ledwo powłóczy nogami.
 - Jake! – warczy Stella posyła mu mordercze spojrzenie, a ja śmieję się cicho. Kiedy dopadają cię nudne zebrania dobrze jest mieć ciekawe towarzystwo.
Po dłuższej chwili chaosu Michelle doszła w końcu do głosu. Rzucając sprawdzające spojrzenie położyła na środku stołu kilka grubych akt. W każdym umyśle zapaliła się lampka, która oświadczała, że to zapewne nie jest błahe.
- Dziękuję, że jesteście – zaczęła siadając na krześle. – Jak widzicie, nie będzie łatwo – wskazała na wspomniane wcześniej teczki. – Nasz bardzo ważny i wpływowy klient został oskarżony o morderstwo swojej kochanki.
W pomieszczeniu od razu wybuchły rozmowy, tylko ja, Stella i Jake włączyliśmy pełne myślenie. Jak mniemam, nasza trójka pragnęła ciekawej i ekscytującej sprawy.
- Może być ciekawie – szepnął Walters do Bonasery, a ta tylko kiwnęła głową.
- Żądam od was pełnej mobilizacji – mówi Spencer. – Od wszystkich, bez wyjątków – dodaje. – Nie możemy stracić tak ważnego klienta, który przynosi nam wiele wysokich dochodów.
- Kto weźmie tę sprawę? – z końca Sali padło pytanie.
Michelle wstała, lustrując wszystkich dookoła.
- Wraz z George’m za godzinę znów zwołamy zebranie – odpowiedziała, spoglądając w naszą stronę. Pod jej wzrokiem czuję się dziwnie mały i zaczynam wiercić się na fotelu, który skrzypi pod moim ciężarem. Ściąga to na mnie jeszcze więcej spojrzeń, więc ostatecznie powracam do poprzedniej pozycji i staram się skupić swoją uwagę na kobiecie przede mną, ale zamiast tego moją atencję jak magnes przyciąga sylwetka kobiety obok mnie. Stella jest wyraźnie znudzona i niezadowolona z biegu wydarzeń. Co chwila wzdycha teatralnie, głośno wypuszczając powietrze. Jej wzrok błądzi po suficie, a długie, smukłe palce bębnią o oparcie krzesła.
Bam, bam, bam…
W końcu nie wytrzymuje i prostując się na fotelu, pyta:
 - Czy wysłaliście już kogoś na miejsce zbrodni?
 - Właśnie chciałam poruszyć tę kwestię. Jake, Mac - tu patrzy na nas znacząco – jedźcie tam i wyciągnijcie od policji najwięcej, ile się da. Walters tylko błagam bez numerów. Nie chcę kolejnego pozwu o molestowanie seksualne.
Walters tylko uśmiecha się szeroko i salutując, jak żołnierz Piechoty Morskiej, mówi:
 - Tak jest, szefowo.
 - Mac, pilnuj go. Mamy już wystarczająco dużo problemów bez wybryków Jake – Michelle patrzy na mnie błagalnym wzrokiem, a ja tylko kiwam głową – wy dwaj zostańcie jeszcze na chwilę. Z resztą widzimy się za godzinę.
Pozostali pracownicy kancelarii podnoszą się ze swoich miejsc i z ociąganiem kierują się do wyjścia. Każdy jest ciekawy, co to za sprawa i chciałby podsłuchać, podchwycić jakąś plotkę, którą mógłby przekazać pozostałym. Jednakże Spencer nie daje się zwieźć i cierpliwie czeka, aż ostatnia osoba zamknie za sobą drzwi i dopiero wtedy zaczyna mówić.
 - Słuchajcie, sprawa jest naprawdę poważna. Hoffman to nasz najlepszy klient i musimy zrobić wszystko, żeby wyszedł na wolność. Morderstwa dokonano w jego mieszkaniu i z tego, co do tej pory udało nam się wyciągnąć ze znajomego detektywa, ofiara miała romans z naszym klientem. Na miejscu zbrodni znaleziono jego odcisk dłoni.
 - Skoro to jego mieszkanie to będzie tam mnóstwo jego odcisków. Trudno im będzie udowodnić, że to on i bez problemu powinni go wypuścić.
 - No właśnie tu pojawia się pewien problem, bo odciśnięta dłoń była cała we krwi naszej ofiary. Na razie policja nie wie o związku Hoffmana z More. Zaczynają się czegoś domyślać, ale jak na razie wiedzą tylko, że była gospodynią domu Hoffmanów. Jake - zwraca się do młodego, który niecierpliwie buja się wprzód i w tył – masz ADHD? Pojedziesz do domu Hoffmanów. Uruchom swoich informatorów i użyj swoich koneksji z policją. Mac, ty pojedziesz do mieszkania ofiary - Michelle podaje mi zwiniętą starannie kartkę.
- Ale tam na pewno jest pełno policji!- zaperzam się i patrzę na nią, jakby miała trzy głowy.
- Do mieszkania, które wynajmował dla niej Hoffman. Dopóki mundurowi o nim nie wiedzą możesz zabrać z niego co tylko chcesz. Bierz wszystko, co mogłoby pogrążyć naszego klienta. Sprawdź komputer i pamiętaj, nie daj się złapać, bo wtedy wszystko przepadnie.
 - A co z pilnowaniem? – Walters robi nieszczęśliwą minę.
Spencer przygląda mu się przez dłuższą chwilę, jakby rozważając czy naprawdę jest tak stuknięty na jakiego wygląda. I widocznie wyrok okazuje się niekorzystny dla naszego podrywacza, bo Michelle otwiera drzwi i nakazuje sekretarce przywołać Bonaserę.
Kiedy ta się pojawia, szefowa bez ceregieli oświadcza:
 - Pomożesz Jake’owi.
Stella tylko kiwa głową i wychodzi, by zabrać swój płaszcz.
Gdy wraca stoimy już przy windzie.
 - Ciekawie się zapowiada- mówi Jacke, ale nie otrzymuje żadnej odpowiedzi. Każde z nas pogrążone jest w głębokiej zadumie, a kiedy opuszczamy windę, rozchodzimy się bez słowa do swoich samochodów.
Odpalam silnik i patrząc na elegancko zapakowane pudełko ze sklepu z bielizną, w myślach żegnam się z kolacją i mile spędzonym czasem z Megan. Wzdycham i wyjmuje telefon, aby do niej zadzwonić, ale ostatecznie decyduję się na sms'a. Po jego wysłaniu odpalam silnik i ruszam w pogoń za sprawiedliwością, której dzisiaj tak rzadko doświadczają ludzie.

* * *
Jake siedzi podekscytowany na miejscu pasażerskim, a ja tylko w myślach modlę się, by dostać tę sprawę. Wiem, że przyniosłaby mi wiele korzyści, jedną z nich, byłaby anulacja dzisiejszej kolacji z mamą, na którą w ogóle nie mam ochoty, a po drugie więcej spędzę czasu z Panem Idealnym.
To będzie dla mnie zgubne - myślę po chwili ruszając ze skrzyżowania.
- I co myślisz? – wypala Walters.
- O czym?
- O sprawie! – spojrzał na mnie, jak na idiotkę. – Jesteś rozkojarzona – uśmiecha się poruszając obiema brwiami.
- Przestań – karcę go, choć przyznaję mu w duchu rację. – Chcę ją mieć – odpowiadam, zakręcając ostro w lewo.
- A jeśli dostanie ją, sama wiesz kto?
- Odbiorę albo się doczepię – informuję młodego, który próbuję ukryć swoje zdziwienie moją postawą.  
- Doczepisz? – pyta, zabawnie przechylając głowę – chyba chciałaś powiedzieć zażądasz walki w basenie pełnym kisielu i utopisz w nim pana M.
Przewracam tylko oczami i ignoruję jego wypowiedź, starając się skupić na sprawie, która prowadzona przeze mnie czy nie, wymaga całkowitej uwagi wszystkich pracowników kancelarii Loyd&Spencer.
Nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi, Jake zaczyna nucić coś pod nosem. Chcąc zagłuszyć jego wycie, włączam radio.
 - Hej! – woła młody, udając zranionego. – Moja muzyka ci już nie wystarcza?
 - Gdyby to jeszcze można było nazwać muzyką, Jake. Ty nie śpiewasz, ty beczysz jak koza.
Spodziewam się obrazy majestatu, ale młody tylko zaczyna zwijać się ze śmiechu, co i mnie zmusza do uśmiechu.
Gdy dojeżdżamy na miejsce przed budynkiem kręci się mnóstwo mundurowych, a pośród nich dostrzegam potężnego mężczyznę w garniturze i klnę cicho.
 - Co jest? – Walters nagle zaczyna przypominać dorosłego człowieka. Jeżeli chodzi o pracę, zawsze podchodzi do niej z godną podziwu zaciętością i powagą.
 - Ugh.. prokurator już tutaj jest – mówię, wodząc wzrokiem za sylwetką eleganta.
 - Skąd ta pewność?
 - Widzisz tego faceta, który tłumaczy coś policjantowi z krótkofalówką w dłoni? - Jake wyciąga szyję, aby dokładniej przyjrzeć się wskazanej mu przeze mnie osobie.
 - Tego, który myśli, że ma gust?
 - Tiaa.. chyba mówimy o tej samej osobie.. tak myślę. W każdym razie to zastępca prokuratora stanowego, Joshua Daniels. Sprytny, nieustępliwy, uciążliwy.
 - Innymi słowy wrzód na tyłku.
 - Yup – kiwam głową i zaciskam usta w wąską linię.
Miałam nadzieję, że TO wydarzenie z przeszłości pozostanie przeszłością już na zawsze. A jednak karma jest dziwką. Dlaczego to musi być akurat on? Dlaczego? Dlaczego?
Zamykam oczy i ze świstem wypuszczam powietrze.
 - Okayyy… Dlaczego czuję, że między wami doszło do STOSUNKU – Walters wyraźnie akcentuje ostatnie słowo i patrzy na mnie wyczekująco – No?
Miałam nadzieję, że niczego się nie domyśli.
Ale Jake to chodzący radar i wyłapie wszystko czy tego człowiek chce czy nie.
Wzdycham i koncentruję się na widoku przede mną.
Nie mam odwagi spojrzeć Waltersowi w oczy. Wspomnienia tego, co zrobiłam zawstydzają mnie zbyt mocno, bym mówiła o nich w beztroski sposób.
 - Miałam z nim romans na studiach - mówię cicho i widzę, jak młodemu opada szczęka.
 - Ale, ale, ale ona ma z 60 lat! – krzyczy i patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, które mało nie wypadną mu z oczodołów – Jest stary, jak świat. I brzydki. Fuj, Stella nie wiem czy po tym wszystkim będę wstanie cię uściskać. Ugh! To taki stary oblech, dodatku bez gustu..
 - Okej, przestań! Zrozumiałam aluzje. Uważasz, że mój sposób wybierania partnerów jest do bani, rozumiem. Na tym koniec. Teraz skupmy się lepiej na sprawie – i zanim ma szansę coś odpowiedzieć, wychodzę z auta i kieruję się do wejścia budynku. Gdy przechodzę przez żółtą taśmę, czuję się niemniej dziwnie. Za plecami słyszę kroki Waltersa, który znów coś podśpiewuję. Mam ochotę go udusić.
- Prokuratorze Daniels – witam się ze sztucznym uśmiechem na ustach.
- Pani Adwokat – odpowiedział z błyskiem w oku.
Natychmiastowo przez moje ciało przeszły dreszcze obrzydzenia. Niech to się szybko skończy..
- Możemy zajrzeć do środka? – zapytałam. – Reprezentujemy Pana Hoffmana.
Zlustrował mnie z góry do dołu. Boże, jaka ja byłam głupia!
- Proszę bardzo, ale pod moim okiem – powiedział, ciągle wpatrując się w moją postać. – Różnie to z wami bywa.
Skinęłam głową i udałam się przed siebie, mając po lewej stronie drogiego Waltersa.
- Jest dziwnyyy – szepnął mi Jake.
- Co ty nie powiesz – ucięłam zdenerwowana.
Z pozoru wszystko wygląda normalnie.
Na białej sofie leży otwarty magazyn dla kobiet i podchodząc bliżej, spostrzegam szatę graficzną tak charakterystyczną dla Vogue. Gdzieś w oddali buczy telewizor, w którym dźwięki muzyki mieszają się z odgłosami rozmowy techników i detektywów, badających miejsce zbrodni. Na stoliku przed kanapą stoją dwa na wpół puste kieliszki z czerwonym winem. Przechadzam się po pomieszczeniu, które wygląda na salon i nie dostrzegam żadnych śladów przestępstwa. Czuję na sobie natarczywy wzrok Danielsa, ale staram się zignorować nieprzyjemne uczucie, które osiadło gdzieś między moim sumieniem a wątrobą. Skutecznie maskując swoją niechęć, zwracam się do niego ze słowami:
 - Gdzie popełniono zbrodnię?
 - Ciało znaleziono w łazience – wskazuje na pomieszczenie w drugim końcu holu i bez zastanowienia ruszam we wskazanym kierunku.
 - Hej, hej, hej… Tam wam nie wolno – dopada mnie, kiedy już mam przekraczać próg pomieszczenia.. Stając na palcach próbuję zajrzeć do środka, ale bezskutecznie. Jest ode mnie dużo wyższy i całą swoją sylwetką zasłania wnętrze łazienki. W przerwie między jego ręką a tułowiem udaje mi się dostrzec ciało brunetki leżące w kałuży krwi pod prysznicem.
Na ścianie wyraźnie widać krwawy odcisk dłoni, o którym wspominała Michelle.
 - Pozwól mi się przyjrzeć – mówię, odważnie patrząc Danielsowi w oczy.
Mężczyzna lustruje mnie od góry do dołu po czym jego wzrok zatrzymuje się na moim dekolcie, który częściowo ukryty jest za zasłoną płaszcza.
 - Stary zboczeniec – myślę, ale nie zamierzam się wycofać.
Jestem świadoma, jak działam na męską część populacji, dlatego też opieram się jedną ręką na futrynie, zmniejszając dzielący nas dystans. I chociaż umiem się dobrze maskować to w środku czuję niepohamowany wstręt i odrazę do faceta, który nie miał oporów przed tym, aby zdradzić swoją ciężarną żonę z szukającą przygód studentką prawa.
 - To zależy, co oferujesz w zamian – uśmiecha się obleśnie, a ja mam wielką ochotę go spoliczkować. Tylko myśl o procesie i negatywnym wpływie na kancelarię powstrzymuje mnie od tego niecnego uczynku. W zamian uśmiecham się filuternie, a przynajmniej tak mi się wydaje i mówię:
 - Co powiesz na lunch? – zaczynam bawić się guzikami mojego płaszcza i po chwili odpinam górny, aby wyeksponować swoje walory. Jego oczy przewiercają mnie na wylot, a dłonie zaciskają się w pięści i wiem, że gdyby nie otaczający nas ludzie już dawno przygniatałby mnie swoim cielskiem do ściany.
 - Hmm… może kolacja ze śniadaniem?
Wybucham sztucznym śmiechem i odrzucam głowę do tyłu.
 - Niestety nie mogę. Mój partner mógłby się na to nie zgodzić – mówię z udawanym żalem. – Ale jeżeli zgodzisz się na lunch - teraz znalazłam się na tyle blisko niego, że szepczę mu do ucha. – Zobaczymy, co się da zrobić.
Odsuwam się i czekam na jego reakcję.
Wygląda na zadowolonego, bo po chwili usuwa się z drogi i wpuszcza mnie do środka. Jake jednak nie ma już takiego szczęścia.
 - Tylko pani Bonasera- oświadcza stanowczo Daniels, a ja nawet z łazienki słyszę poirytowane westchnienie Waltersa.
 - Ale ja jestem z nią! - upiera się. – Też mogę panu pokazać co nieco, jeżeli trzeba.
O mało nie krztuszę się własną śliną, kiedy jego słowa docierają do moich uszu.
 - Nie wydaje mi się, żeby to było konieczne – broni się prokurator.
 - Nalegam! – woła Jake i sięga do swojego rozporka.
 - No dobrze już dobrze niech pan wejdzie! Ale ostrzegam, że jeżeli coś stąd zabierzecie albo naruszycie miejsce zbrodni, poniesiecie konsekwencje.
 - Oczywiście, sir – mówi mało przekonującym tonem młody i dołącza do mnie.
 - Ten facet to stary zbok! Coś ty w nim widziała? - syczy mi do ucha, a ja rzucam mu tylko wściekłe spojrzenie i wracam do oględzin miejsca zbrodni.
 - Zobacz, dziewczyna ma rany kłute na plecach.
 - Ktoś musiał być wściekły - stwierdza Walters, patrząc na ciało Alyson , które jest podziurawione, jak szwajcarski ser – myślisz, że Hoffman byłby zdolny do czegoś takiego?
Wzruszam ramionami.
 - Jeżeli dziewczyna go zdradzała, a on się o tym dowiedział to bardzo możliwe. Ludzie pod wpływem emocji popełniają wiele błędów.

* * *
Parkując pod wielką rezydencją Hoffmana, czuję się dość nieswojo. Zatrzaskując za sobą drzwi od Audi, rozglądam się dookoła siebie. W zasięgu mojego wzroku nie zauważam nikogo podejrzanego. Z ulgą ruszam do przodu. Spokojnym krokiem przekraczam bramę, do której dostałem kod dostępu, po czym z kieszeni płaszcza wyciągam klucz. Kilka razy przewracam go w palcach i zastanawiam się, co zostanę w środku po otworzeniu drzwi. W końcu przestaję bawić się przedmiotem i wkładam do zamka przekręcając go dwa razy. Powoli uchylam drzwi, a moim oczom ukazuję się zapierający dech w piersiach dom. Wchodzę ostrożnie i szybko zamykam za sobą drzwi. Od razu w moje nozdrza wpada zapach kwiatów, które są ozdobami całego parteru i zapewne nie tylko.
Stawiam dwa kroki do przodu patrząc w lewą stronę. Przede mną rozciągała się ogromna kuchnia z dwoma blatami kuchennymi na środku. Odwracam głowę w prawo i napotykam wielki salon z kominkiem.
Niezłe miejsce na schadzki – myślę, kierując się właśnie do tego pomieszczenia.
Stojąc na środku, nie zauważam niczego, co mogłoby zagrozić Hoffmanowi. Dla pewności przechodzę się kilka razy, lecz niczego nie znajduję. Wycofuję się z salonu do holu, gdzie znajdowały się schody – zapewne do innych pokoi, sypialni i łazienki. Kiedy znajduję się na piętrze, przede mną widnieją cztery wejścia do pomieszczeń. Jedne drzwi są lekko uchylone, więc bez zbędnych przemyśleń rozpoczynam przeszukiwania.
Moje przeczucie mnie nie zwiodło, to była sypialnia i jak się okazało z łazienką. Postanowiłem, że łazienkę zostawię na końcu, a zacznę od szafek i sporego łóżka, które przykuło moją uwagę. Gdy patrzę na czarną satynę, mimowolnie myślę o Stelli. Wyobrażam sobie ją w tym łóżku. Nagą. Moją. Widzę jej zgrabne ciało wyginające się w łuk pod wpływem moich pocałunków i potrząsam kilka razy głową, aby pozbyć się tego obrazu.
To nie czas na fantazjowanie o swojej koleżance z pracy.
Rozglądam się po sypialni i siadam na krawędzi łóżka, które skrzypi lekko pod moim ciężarem. Podskakuję kilka razy, by przetestować materac, który okazuje się być niezwykle wygodny. Nic dziwnego. Mając taką kochankę, Hoffman pewnie nie myślał o niczym innym i rzadko opuszczali to pomieszczenie.
 - Leh – myślę, kiedy wyobrażę sobie tego człowieka z kobietą, która spokojnie mogłaby być jego córką.
Nagle mój wzrok pada na szafkę nocną, na której leży jakiś niezidentyfikowany przedmiot. Zaintrygowany podchodzę, aby przyjrzeć mu się z bliska.  Z pozoru wygląda, jak zwykły termometr elektryczny, ale kiedy biorę go do ręki nie widzę na nim nic, co by go przypominało. W miejscu, którym zazwyczaj znajduje się ekran, na którym wyświetla się temperatura, znajdują się dwie czerwone kreski.
Marszczę brwi w geście zdziwienia.
Oglądam przedmiot ze wszystkich stron i nagle przychodzi oświecenie.
To test ciążowy!
Ale co oznaczają dwie kreski?
Pozytywny wynik czy negatywny?
Rozglądam się po sypialni w poszukiwaniu opakowania, ale pomimo moich usilnych starań nigdzie go nie znajduję. Przez chwilę stoję na środku pokoju z tym dziwnym czymś w dłoni i zastanawiam się do kogo zwrócić się z prośbą pomoc. Megan odpada na starcie. Chociaż jest wyrozumiała to jednak wolę nie ryzykować podejrzeń o zdradę i zrobieniu dziecka innej. Mógłbym zadzwonić do Spencer, ale jakoś nie bardzo mam ochotę wypytywać szefową o instrukcję obsługi testu ciążowego.
Zostaje mi więc tylko jedna kobieta, która na pewno będzie się znała na rzeczy.
Nie pomaga też fakt, że przed chwilą wyobrażałem ją sobie podczas seksu.
 - Cholera - mamroczę pod nosem, ale nie mając innego wyjścia, wyciągam telefon i po chwili wahania wybieram numer do Bonasery.
Odbiera po trzecim dzwonku.
 - Bonasera.
- Hej, Stella to ja. Wiesz może, jak obsługuje się test ciążowy – pytam i oblewam się rumieńcem. Po drugiej stronie zapada cisza i wyobrażam sobie, jaką minę musi mieć w tej chwili moja współpracowniczka i wcale nie dodaje mi to otuchy. Nie jestem typem faceta, który bez wahania poprosi w aptece o tampony, podpaski i test ciążowy. Unikam tego, jak ognia. Kocham kobiety, ale to, co kobiece niech załatwiają same.
 - Stella?
 - Jesteś w ciąży? - pyta kobieta, a ja zawstydzam się jeszcze bardziej. Moje policzki płoną teraz żywym ogniem. Cholera, ta to wie, jak zawstydzić mężczyznę.
 - Nie, ale najwyraźniej nasza ofiara była – mówię, starając się nie tracić panowania nas swoimi emocjami. – Dlatego muszę wiedzieć, co oznaczają dwie kreski.
 - Dwie kreski oznaczają wynik pozytywny.
 - Czyli jednak ciąża - wzdycham i chowam przedmiot do kieszeni płaszcza.
Test to żaden dowód, dziecko nie musiało być Hoffmana, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
 - Mac?
 - Tak?
 - Nie martw się, zawsze to jakiś plus. Dostaniesz becikowe.
 - Bardzo śmieszne - mruczę i rozłączam się bez pożegnania. Wiedziałem, że to będzie krępujące, ale miałem nadzieję, że nie tylko dla mnie.

* * *
- Kto jest w ciąży? – wyskakuje Jake zza moich pleców. Ale z niego gumowe ucho!
- Ty – odpowiadam, chowając telefon do płaszcza.
- Eee? – popatrzył na mnie i puknął się w czoło.
- Chodź już póki nie ma.. – nie dokańczam zdania, a na horyzoncie pojawia się Daniels. Ten to ma wyczucie – myślę, rozluźniając mięśnie, by wyglądać na niewzruszoną całą sytuacją.
- Mam nadzieję, że się spotkamy, Pani Adwokat – uśmiecha się i wsiada do czarnego SUV’a. Gdy samochód znika z pola widzenia, napotykam skrzywioną minę Jake.
- Łeeee! Fu, ble! Nie! – teatralnie wymachuję rękoma. – Błagam tylko nie on! – mówi natychmiastowo. – Zrobię, co chcesz, nawet uśpię Pana Idealnego i ci przywiozę do twojego domu, ale nie spotykaj się z tym.. z tym obleśnym facetem! – recytuję wszystko na jednym wydechu.
- Nie kuś losu – mrugam do niego, otwierając drzwi do Lexusa, a Walters szybko wskakuję za mną do środka.

 * * *
Skręcając w przedostanie skrzyżowanie prowadzące do kancelarii, na pulpicie samochodu wyskakuję numer Specer. Bez większego namysłu naciskam zieloną słuchawkę.
- Masz coś? – zapytała bez przywitania.
- Tak jakby – odpowiedziałem, myśląc o teście ciążowym.
- Czyli? – zapytała zniecierpliwiona.
- Kochanka była w ciąży, ale nie wiadomo, czy było to dziecko Hoffmana – informuję moją szefową. Po tych słowach zapadła cisza po obu stronach, po czym Michelle ponownie się odezwała.
- Masz dziesięć minut – mówi i się rozłącza. Po zakończeniu rozmowy wciskam pedał gazu i wyprzedzam przede mną samochody.
Kiedy wjeżdżam na parking obok mnie zatrzymuje się drugi samochód, z którego wysiadają Stella i Jake. Po minie tego drugiego widzę, że coś się musiało się wydarzyć w mieszkaniu Hoffmana, ale postanawiam, że nie będę poruszał tego tematu. Zamiast tego opuszczam swoje auto i zrównuję się z nimi przy windach.
 - Dowiedzieliście się czegoś? – pytam, ignorując Waltersa, który z dziwną gorliwością analizuje mój brzuch.
Stella wydaje się tego nie zauważać i z ciężkim westchnieniem, odpowiada:
 - Dużo krwi, zero śladów walki, krwawy odcisk dłoni na ścianie i plecy podziurawione, jak szwajcarski ser. Poza tym obleśny prokurator, a raczej jego zastępca. Wszystko wygląda na to, że ofiara dobrze znała mordercę. Brak śladów włamania, dom w nienaruszonym stanie oprócz gosposi. Z tego, co udało nam się wyciągnąć z Danielsa, dysponują laptopem Hoffmana i komórką dziewczyny, w której znaleziono bardzo osobistą korespondencję naszego klienta z ofiarą. Możemy pozbyć się złudzeń, na pewno już wiedzą o romansie. A tobie udało się ustalić coś jeszcze oprócz tego, że Alysson była w ciąży? – Bonasera kładzie szczególny nacisk na ostatnie słowa, a kiedy to nie przynosi oczekiwanego rezultatu, wbija swój łokieć w brzuch młodego, który gwałtownie się prostuje i oblewa rumieńcem. Ja natomiast parskam śmiechem i patrzę na nich z niedowierzaniem.
 - Oj Jake, mężczyźni nie mogą mieć dzieci – mówię, a on tylko krzywi się nieznacznie i przestępuje z nogi na nogę – oprócz testu ciążowego, zabrałem laptopa ofiary i kilka zdjęć, które udało mi się znaleźć w szafce nocnej. Poza tym nie widziałem tam niczego, co mogłoby zagrozić Hoffmanowi. Dziewczyna była ostrożna i na pierwszy rzut oka mieszkanie wygląda na zamieszkane przez jedną osobę. Na szczęście nasz klient miał na tyle zdrowego rozsądku, że nie zostawił żadnych ubrań, a znalezioną maszynkę do golenia wyrzuciłem do śmietnika za rogiem.
 - Ciężka sprawa – mówi Stella. - Spencer nie będzie zadowolona szczególnie, że odcisk na ścianie należy do Hoffmana.
 - Ciekawe, jak się z tego wytłumaczy.
 - Nie mam pojęcia, ale na narzędziu zbrodni nie znaleźli jeszcze żadnych śladów. Ktoś dokładnie je wyczyścił, ale nie na tyle, żeby nie znaleźć śladów krwi po użyciu Luminolu. Nie ma też żadnych odcisków palców, a przecież skoro to dom Hoffmanów , musieli go dotykać.
 - Dziwna sprawa. Musimy się postarać o zwolnienie za kaucją i koniecznie musimy porozmawiać z Hoffmanem. Jeżeli na narzędziu zbrodni nie ma jego DNA to może uda nam się przekonać sąd o jego niewinności i próbie ratowania ofiary.
Wychodzimy z windy i już z daleka dostrzegamy Michelle. Na jej twarzy maluje się niepokój.
 - Wy dwoje – mówi bez zbędnych ceregieli – do mojego gabinetu. Jake, sprawdź komputer ofiary. Może trafisz na coś przydatnego.
 - Już się robi – Walters zabiera białego notebooka firmy Apple z moich rąk i znika z nim za rogiem. Tymczasem ja i Stella idziemy pokornie za Spencer do jej biura.
 - Słuchajcie, wiecie na pewno, że to, co zrobiłeś Mac było w granicach prawa.
 - Słucham? – robię wielkie oczy.
 - To, co kazałam ci zrobić było tylko po części legalne i nikt nie może się o tym dowiedzieć. A teraz do rzeczy. Chcę, żebyście poprowadzili tę sprawę razem. Nie obchodzi mnie, jak to zrobicie, ale macie się dogadać i zrobić tak, żeby nasz klient nie ucierpiał. Jutro w sądzie będziemy się ubiegać o zwolnienie za kaucją. Przygotujcie się dobrze. Tu macie wszystkie potrzebne dokumenty - podsuwa nam stos teczek. - I pamiętajcie, że od tego zależą nasze posady.
Oboje patrzymy na siebie z zaciętym spojrzeniem, które kryje więcej tajemnic niż można byłoby założyć. Oboje mamy świadomość, że musimy wygrać tę sprawę, i wiemy, że ten czas zmieni nasze podejście do współpracy. Na gorsze, na lepsze? Okażę się już niedługo.
Otwierając drzwi, przepuszczam ją w nich i natychmiastowo znów czuję zapach jej perfum. Zaciskam palce na teczkach i podążam za nią bez słowa. Nie mogę oprzeć się, by zlustrować jej sylwetkę. Ganiam się w myślach, że nie powinienem tego robić. Jestem przecież żonaty. Drugi głos w głowie, przypomina mi złośliwe, że to małżeństwo się sypie. Moje przemyślenia przerywa głos Stelli.
- Gdzie będziemy pracować? – pyta się, zakładając obie dłonie na piersi. – Twoje, czy moje?
- U mnie? – odpowiadam. – Nie chce wchodzić w twoje terytorium – uśmiecham się, zapraszając ręką Stellę i Jake do środka. Odwzajemnia mój uśmiech i razem zasiadamy nad aktami, które zdają się nie mieć końca. Walters usadawia się w fotelu przed moim biurkiem i zakłada nogi na blat, a Bonasera zajmuje moją kanapę. Ja, co jest najrozsądniejszym wyjściem z tej sytuacji, siadam na swoim standardowym miejscu i bez zbędnych komentarzy zagłębiamy się w lekturze, która okazuje się być bardzo nużąca. Już po kilku stronach moje oczy błagają o litość, ale nie ustępuję. Z wielką determinacją przedzieram się przez kolejne gęsto zapisane strony i kiedy powoli zaczynam odpływać, z odrętwienia wyrywa mnie głos Jake, który woła:
 - O cholera!
 - Co się stało? – Stella unosi głowę znad swojego stosu dokumentów.
Widzę, że i ona ma dosyć. Jej włosy i ubranie są w lekkim nieładzie, a buty leżą zapomniane obok sofy.
 - Nie spodoba się wam to. Alysson dwukrotnie oskarżyła naszego klienta o molestowanie seksualne.
 - Kiedy to było?
 - Pierwszy raz dwa lata temu, a drugi miesiąc temu- odpowiada Jake.
 - Po co miałaby to robić? – pyta Stella i zajmuje fotel obok Waltersa.
Patrzymy na siebie ze zdziwieniem.
Zagadką pozostaje dla nas dlaczego More oskarżała mężczyznę, z którym sypiała.
Wzdycham i przecieram dłońmi zmęczoną twarz.
Nagły promień światła pada na moją obrączkę i przyglądając się jej w skupieniu zastanawiam się czy w dzisiejszych czasach warto walczyć o coś, co nie ma przyszłości.

3 komentarze:

  1. Zakochalam sie w panu cieplutkim, uwielbiam faceta:) Jakie drobiazgi sprawiaja, ze wyobraznia pana idealnego zaczyna funkcjonowac i ta czarna satyna ach. Ale najbardziej zabilyscie mnie ta ciaza i becikowym bede sobie to wyobrazac chyba juz zawsze gdy bede ogladala go w tv. Zastanawia mnie jedno tak mi to zyc nie daje jak wy to robicie, ze wogole nie widac ktora co pisze i to jest fajne. Obiecuje jak zawsze ze nie dam zyc :D Bo szczerze mowiac dlugo musialam sie naczekac na kolejny rozdzial ;) Duzo weny i pomyslow zycze. Kurczaczki jaka ja dzisiaj powazna a tak z innej beczki pisze juz drugi raz przez te obrazki moj telefon robi straj.
    Darioszka

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Super! xD
    Prowadzenie tej sprawy przez tę dwójkę zapowiada się naprawdę ciekawie. Dobrze, że został mi jeszcze jeden odcinek do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jake super koleś :)
    Stella ma niezłą przeszłość za sobą :)
    Podejrzewałam że oboje dostaną tą sprawę.

    OdpowiedzUsuń