Nobody said it was
easy
It's such a shame for
us to part
Nobody said it was
easy
No one ever said it
would be this hard
Oh, take me back to
the start
Coldplay – The
Scientist
Niewiedza jest
przyczyną wielu nieszczęść i kłopotów.
Przez nią ludzie tracą
pracę, często dom i wszystkie oszczędności.
Zło, jak twierdził
pewien starożytny grecki filozof Sokrates, wynika właśnie z niewiedzy.
Z niewiedzy tego, co
jest dobre, a co złe.
Bo gdy posiadamy
wiedzę, potrafimy odróżnić to, co dobre od tego, co złe. Potrafimy wybrać
ścieżkę, która zagwarantuje nam szczęście.
Nauka dała nam wiele
cudów: telefon, Internet, pralka ułatwiają nam życie od dobrych kilku
dziesięcioleci. Teraz nie wyobrażamy sobie bez nich życia.
Co jednak kiedy żona
zdradza męża?
Kiedy mąż jest
gangsterem?
Kiedy ktoś robi coś
nielegalnego?
Kiedy wiemy, że wiedza
może nas zranić?
Odpowiedź jest jedna.
Czasami niewiedza jest
po prostu błogosławieństwem.
Wpatruję się w sufit słuchając tykającego zegarka.
Zastanawiam się, jak to możliwe, że ludzie, którzy przyrzekają sobie miłość i
wierność przed ołtarzem, potem nie mogą na siebie spojrzeć i szukają szczęścia
w innych osobach. Niby, to jest proste, gdyż człowiek jest zaprogramowany do
rozwiązłości. To jest potwierdzone przez naukowców.
Ale, czy nie istnieje jeszcze inne wyjście, prócz biologii?
Może na świecie każdy z nas naprawdę posiada bratnią duszę,
drugą połówkę, która od początku istnienia jest przeznaczona tylko dla Ciebie?
Zamykam oczy i stwierdzam, że jestem zatraconą romantyczką.
Wierzę, że jest miłość od pierwszego wejrzenia, i że można spędzić z tą osobą
całą wieczność.
Głupia, Ty! Jak kilka
razy zawiesił wzrok na Tobie, to nie oznacza, że się zakochał. To facet, jak
każdy inny!
Wzdycham.
Za oknem dawno już zaszło słońce, a do jego wschodu zostało
co najmniej pięć godzin. Przekręcam się na bok i po chwili znowu na plecy.
Powtarzam tę czynność jeszcze kilkanaście razy aż w końcu wściekła skopuję
kołdrę i siadam na łóżku. Podłoga pod moimi stopami jest zimna, a cienka
koszula z białej satyny nie daje zbyt dużo ciepła. Sięgam po szlafrok, ale po
chwili odrzucam go znowu na fotel. Wstaję i wychodzę na balkon. W oddali
dostrzegam jasno oświetlony Most Brooklyński oraz piękny, jak zwykle Empire
State Building. Opieram się o czarną, rzeźbioną balustradę i wdycham nocne
powietrze. Jest zimno i kiedy zrywa się wiatr, zaczynam drżeć na całym ciele.
Moje nagie ramiona i stopy pokrywają się gęsią skórką i w końcu po kilku
minutach wracam do środka. Nadal nie czuję się senna, ale mimo wszystko
wczołguje się pod kołdrę i po chwili przyjemne ciepło rozchodzi się po moim
ciele, utulając mnie do snu. Zanim jednak całkowicie oddaję się ramionom
Morfeusza, ostatni raz patrzę na panoramę miasta, rozpościerającą się za oknem
i uśmiecham się lekko, mówiąc Nowemu Jorkowi - dobranoc.
* * *
Po raz pierwszy od wielu miesięcy obserwuję, jak Megan śpi o
poranku. Jej rude włosy są porozrzucane po białej poduszce, a usta są ułożone w
niewielki uśmieszek. Od tak dawna nie widziałem jej twarzy i takiego spokoju.
Jestem usatysfakcjonowany tym faktem. W głębi duszy mam nadzieję, że ona też
podziela mój pogląd. Chyba nie na darmo stara się nas uratować.
Moją nostalgię przerywa dźwięk wiadomości tekstowej.
Odwracam się szybko i rozglądam się po sypialni. Wzrokiem odnalazłem leżące
spodnie od garnituru na podłodze. Szybko wymykam się spod ciepłej pościeli i
wyjmuję komórkę z kieszeni powracając do łóżka.
Jednym ruchem kciuka odblokowuję urządzenie i odczytuję
wiadomość:
Tylko się nie spóźnij.
Stella.
Nie mogę ukryć, ale kilka sekund wpatruję się w imię
nadawcy. Zastanawiam się skąd ma mój numer, ponieważ osobiście nie pamiętam,
abym go jej podawał.
To pewnie Jake –
podsumowuję swoje myśli.
Nikt inny w kancelarii nie ma dostępu do takiej ilości
informacji. Nie mam mu jednak tego za złe. Prędzej czy później i tak bym musiał
podać Stelli swój numer. W końcu mamy razem pracować, a jeżeli nasza współpraca
okaże się owocna w rezultaty to mam przeczucie, że Spencer będzie chciała nas
zatrzymać na dłużej. Szczerze się, jak głupi do sera i odpisuję szybko: „Spokojnie, już wstałem” i naciskam z
bijącym sercem „wyślij”. Następnie
odkładam urządzenie na szafkę nocną i wracam do łóżka. Mam jeszcze jakieś dobre
piętnaście minut zanim dźwięk budzika przywoła mnie do porządku. Moja kochana
żona śpi słodko jak małe dziecko i nie mogąc się powstrzymać, nachylam się i
całuję ją w czubek nosa. Nie budzi się, ale zabawnie marszczy nos i odwraca
głowę w drugą stronę. Chichoczę cicho i teraz już postanawiam zgotować jej
prawdziwie małżeńską pobudkę. Przysuwam się bliżej i obejmującą ramieniem,
zaczynam obsypywać jej szyję pocałunkami. Meg jęczy cicho po chwili otwiera
oczy.
- Mhmm … Jaka cudowna
pobudka – mruczy mi do ucha i składa na moich ustach namiętny pocałunek, który
powołuje do życia dolną część mojego ciała, która tej nocy dostała niezły
wycisk.
- Hmm… Meg.. Nie mamy
zbyt wiele czasu – mówię, a mój oddech gwałtownie przyspiesza, kiedy jej ręka
zamyka w uścisku moją męskość.
Megan uśmiecha się szatańsko i siadając na mnie okrakiem,
szepcze:
- Nie zajmę ci zbyt
wiele czasu, obiecuję.
I nim zdążę coś powiedzieć jej usta są tam, gdzie jeszcze
przed chwilą była ręka. Wszystkie myśli ulatują z mojej głowy, a rozkoszne
uczucie przyjemności zalewa falami moje ciało. W końcu osiągam spełnienie i
krzycząc imię żony, opadam na poduszki. A ona wtula się we mnie i oblizuje
usta.
- Widzisz? Nie trwało
to zbyt długo – mówi. Jej dłoń kreśli jakieś dziwne znaczki na moim nagim
torsie. Patrzę na zegarek i wzdycham ciężko. Aż nie chce mi się wstawać. Nagle
przez otaczającą nas ciszę przedziera się głos Three Dog Night, śpiewających
„Joy to the world” i ze wstrętem sięgam po telefon i wyłączam alarm.
- Muszę wstać –
całuję Megan w czoło i zamykam za sobą drzwi łazienki na wypadek, gdyby jej
apetyt na seks wzrósł.
* * *
Stojąc w korku trzy przecznice od Sądu, słucham piosenki,
która leci w radiu.
Wszyscy to mówią, wszyscy którzy to zrobili
Kiedyś znajdziesz to czego żądasz
Ale będziesz musiał walczyć. *
Mam dziwne wrażenie, że pierwsza zwrotka opisuję moje życie
i sytuację, w której się znajduję, bo raczej jej sobie nie ubzdurałam.
Przynajmniej tak sądzę, albo jestem doszczętną wariatką, że uważam tak, a nie
inaczej.
Jakbym nie mogła sobie
znaleźć inny obiekt westchnień niż właściciel czarnego Audi i idealnego
garnituru od Hugo Bossa – przewracam oczami, powoli przesuwając się do
przodu w korku. Na pewno jest z nią
szczęśliwy i cieszy się seksem, którego ja nie mam! – moje dialogi z samą
sobą zaczynają mnie dobijać. Rozglądam się przed siebie i zaczynam bębnić
palcami po kierownicy. Jestem zirytowana. Wzdycham mając nadzieje, że ten dzień
szybko się skończy i jutro przyniesie coś o wiele lepszego.
Zmieniając swój tor myślenia odblokowuję telefon, by
sprawdzić, czy mam nowe wiadomości. Na ekranie widniało powiadomienie o
wiadomości.. od Niego.
„Spokojnie, już
wstałem.”
Wypuszczam powietrze z ust.
Trzy słowa. Dziewiętnaście liter. Jeden przecinek. Jedna
kropka.
Ale to wystarcza, żeby moje serce zaczęło bić szybciej.
Cholera, czemu on mi to robi! Dlaczego nie może zostawić
mnie w spokoju! Do diabła z nim! Do diabła ze wszystkimi facetami. Poważnie
zaczynam rozważać opcję zostania lesbijką. Kobiety są seksowne, zawsze czyste i
przede wszystkim znają się na uczuciach i nie będą się migać tym, że nie
wiedzą, o co mi chodzi.
Po chwili dociera do mnie absurdalność moich myśli i parskam
śmiechem.
Ja jako lesbijka?
Chyba łatwiej zobaczyć policjanta latającego z gołym tyłkiem
po dzielnicy krawieckiej niż mnie podrywającą jakąś laskę. Kocham facetów!
Kocham ich umięśnione torsy, silne ręce i te niebieskie oczy… Niebieskie oczy?!
Cholera! Znowu on! Wzruszam ramionami. Cóż muszę pogodzić się z tym, że ja
Stella Bonasera pożądam Maca Taylora i nic nie da rady tego zmienić. Nawet moje
dobre chęci.
Jakiś bałwan przede mną blokuje cały ruch i z wielką pasją
naciskam klakson.
Raz, a potem drugi raz, aż w końcu blondyna kierująca
pojazdem orientuje się, że trzeba jechać i
rusza z miejsca.
Alleluja! – myślę i w końcu jakimś cudem
parkuję przy budynku sądu.
Wysiadając, rozglądam się uważnie, szukając wzrokiem
Waltersa i Taylora, którzy również powinni już tu być. Poranny korek zabrał
ponad czterdzieści minut mojego cennego czasu i wzdycham, poirytowana.
- Gdzie oni do cholery są? – wściekam się i sięgam po
telefon, by zadzwonić do młodego, kiedy nagle ktoś obejmuje mnie w pasie i
mówi:
- Tęskniłaś?
Podskakuję, jak oparzona.
- Jake! Ile razy mam
ci powtarzać, żebyś mnie nie zachodził od tyłu - wołam zła, że znowu dałam się
podejść.
Walters rozluźnia uścisk i szczerzy zęby w uśmiechu.
- Gdyby to był Mac,
nie miałabyś nic przeciwko, co? – szturcha mnie lekko, a ja tylko rzucam mu
mordercze spojrzenie,
- Oh, przymknij się –
wołam, chociaż wiem, że ma rację.
- Rumienisz się! –
śmieje się zachwycony Walters. - Ty. Totalnie. Na. Niego. Lecisz! – mówi,
blokując mi drogę. Jego palec wskazujący ląduje na moim dekolcie i strącam go z
odrazą.
- Masz za dużo zębów
- syczę, starając się go wyminąć.
- Właściwie to
ostatnio boli mnie dolna siódemka, chcesz zobaczyć? – zamykam oczy i kiedy
modlę się o cierpliwość za nami rozlega się znajomy głos.
- Kłopoty w raju? - pyta Mac, a w jego głosie słychać
rozbawienie.
- Masz szczęście, że jesteś na czas - odpowiadam i
decydując, że bezpieczniej będzie jeżeli zachowam między nami dystans, ruszam w
kierunku sądu.
- Co jej się stało? –
słyszę Taylora i mimo wszystko uśmiecham się lekko. Jakiś głosik w mojej głowie
podpowiada mi, że to oznaka, że jednak go obchodzę.
- A bo ja wiem? –
wzrusza ramionami Jake. - Może PMS albo nie wyżycie seksualne? Uważaj na nią
dzisiaj, bo jak coś schrzanisz to odgryzie ci głowę.
Na te słowa parskam cichym śmiechem, którego oni jednak nie
słyszą.
Staję w miejscu i odwracając się w ich stronę, wołam:
- Idziecie czy
będziecie tam stać aż do śmierci?
* * *
Nie może mi uciec uwadze, że zachowuję się jakoś inaczej.
Dostrzegam jej irytację i rozdrażnienie. Oczywiście stara się to ukryć. Chyba
ma to w zwyczaju. Nie ujawniać swoich skrytych emocji. Za mało ją znam, by
dostrzec więcej.
Urywając tok myślenia, razem z Waltersem podażamy za Stellą
w ciszy. Przed Salą rozpraw zauważamy Hoffmana w towarzystwie dwóch
funkcjonariuszy, którzy eksortowali go z domu tutaj. Na nasz widok uśmiecha się
delikatnie.
- Gotowy? – pyta Stella, dotykając ramienia mężczyzny.
- Nie za bardzo – odpowiada. – Ale chce mieć już to za sobą.
Wszyscy kiwamy głową ze zrozumieniem, wchodząc do Sali. W
środku są gotowi praktycznie wszyscy. Do rozprawy pozostało dziesięć minut.
Podnosząc wzrok do góry napotykam spojrzenie Prokuratora Danielsa i jego młodej
pomocnicy. Na pewno nie będą ustępliwi, po tym, jak udało nam się ugrać kaucję,
lecz w trybie natychmiastowym ze środy przesunęli rozprawę na dziś. Dzień, po
dniu. Bez dwóch zdań Daniels musi mieć dobre układ i kontakty w gronie Sędziów.
Odwracam głowę i kieruję się na naszą stronę, kładąc swoją teczkę na stół.
- Mam nadzieje, że nam się uda – mówi Stella, nie podnosząc
swojej twarz, tak jakby unikała ze mną kontaktu wzrokowego.
- Ja też – odpowiadam krótko, wyczuwając dziwne napięcie.
- Proszę pamiętać o skupieniu podczas zadawania pytań –
zwraca się Stella do Hoffmana. – Niech Pan pamięta, że Prokurator nie będzie
ustępliwy. On pragnie, aby Pana przymknąć.
- Zdaję sobie z tego sprawę – przytakuję brunet.
- W porządku – wypuszcza powietrze i przelotem zerka na
mnie.
Nie rozumiem, co się dzieje.
Wczoraj wydawało mi się, że nawiązaliśmy nić porozumienia,
że nawet zaczyna mnie lubić, a dzisiaj znowu trzyma mnie na dystans. Czy to
możliwe, żebym przez noc zalazł jej czymś za skórę? Przecież od naszego
ostatniego spotkania nie minęła nawet doba. Wzdycham i pocieram skronie.
Kobiety!
Czy da się je zrozumieć?
- Proszę wstać, sąd
idzie!- oznajmia strażnik – rozprawę poprowadzi sędzia Catherine Voldorf.
Za stołem sędziowskim pojawia się młoda, czarnowłosa
kobieta.
- Proszę usiąść.
Rozprawa stan Nowy Jork przeciwko Anthonemu Hoffmanowi. Panie prokuratorze?
Daniels podnosi się z miejsca i rzucając nieprzychylne
spojrzenie w naszą stronę, mówi:
- Wysoki Sądzie,
pragniemy powołać na świadka panią Julię Grifis.
Moje oczy robią się wielkie, jak pięciocentówki.
Stella wygląda na równie zdziwioną, jak ja i nachylając się
do mnie, szepcze:
- A kto to do cholery
jest? – obydwoje odwracamy się w stronę Jake, który lakonicznymi ruchami
przegląda swoje notatki. Na jego twarzy maluje się wielkie napięcie i czuję,
jak ściska mi się żołądek. Nie możemy przegrać tego procesu. Nie możemy
pozwolić, żeby facet poszedł siedzieć za niewinność.
Sędzia Voldorf przygląda nam się przez chwilę i już otwiera
usta, by coś powiedzieć, kiedy przypominam sobie, że przecież mam prawo głosu.
- Sprzeciw, Wysoki
Sądzie! Pani Grifis nie ma na liście świadków i obrona nie miała możliwości
zapoznania się z jej zeznaniami.
Sędzia unosi brwi w geście zdziwienia i uśmiechając się
nieprzyjemnie, mówi:
- Oddalam. Proszę
wezwać na salę panią Julię Grifis.
Opada mi szczęka.
Ten gnój napuścił na nas sędzinę!
- To już po nas –
myślę, ale w tej samej chwili dochodzi mnie głos Waltersa, który ledwie
dosłyszalnym głosem zaczyna przekazywać nam informacje na temat świadka
oskarżenia.
- Julia Grifis, 28
lat, studiowała historię sztuki na NYU. Przyjaciółka ofiary, razem mieszkały w
college. To do niej ofiara wysyłała te wszystkie e-maile i smsy. Niekarana, ale
totalnie spłukana.
- Okej. Dobra robota
– szepcze Bonasera i oboje skupiamy uwagę na tym, co dzieje się na sali. Na
miejscu dla świadków zasiada przyjaciółka ofiary, która sama wygląda, jakby
była ofiarą losu. Jej długie, ciemne włosy wyglądają tak, jakby nigdy nie widziały
grzebienia. Oczy podkrążone i czerwone od płaczu (tak myślę) nadają jej
niesamowicie żałosny wygląd. W drżącej dłoni trzyma chusteczkę, którą co chwila
przykłada do równie czerwonego nosa.
- Kiedy ostatni raz
widziała pani Alysson? – pyta blond koleżanka Danielsa.
- W piątek na kilka
dni przed.. przed.. – usta jej drżą a z oczy płyną nowe łzy.
- Rozumiem, że jest
pani ciężko, ale musimy ustalić pewne fakty – słodzi dalej młoda, a ja
przewracam oczami.
Julia tylko kiwa lekko głową.
Nie ma wątpliwości, że jej rozpacz nie jest udawana, ale w
tym momencie to nasza jedyna strategia. Trzeba grać na zwłokę.
- Czy pani More
kiedykolwiek skarżyła się na oskarżonego?
- Często płakała.
- Dlaczego?
- Pan Hoffman
najpierw ją wykorzystał, a potem mu się odmieniło i zapragnął ratować swoje
małżeństwo. Alysson się wściekła. Chciała za wszelką cenę zatrzymać go przy
sobie.
- W jaki sposób?
- Parę razy wnosiła na niego skargę, a gdy wracał z
podkulonym ogonem, wycofywała ją. I tak w kółko.
- Czy pan Hoffman
kiedykolwiek groził jej śmiercią?
- Nie.
- Jak zareagował na
wieść o dziecku?
Dziecku?! Cholera, wiedzą już wszystko!
- Podobno był bardzo
szczęśliwy. Alysson cały czas mówiła tylko o tym, jacy są ze sobą szczęśliwi i
jak bardzo się kochają.
- Czy pani zdaniem
pan Hoffman zabił Alysson?
- Sprzeciw! – woła
Stella. – To spekulacje!
- Podtrzymuję.
- Nie mam więcej
pytań.
- Czy Pani More skarżyła się na złe stosunki z dziećmi
państwa Hoffmanów?
Dziewczyna zamilkła próbując ukryć swoje myśli.
- Nic mi o tym nie wiadomo – odpowiedziała, omijając wzrok
Stelli.
- Niech Pani pamięta, że przysięgała mówić prawdę i tylko
prawdę – przypomina jej. Twarz Grifis przybrała kolor blady, a usta wygięły się
w nieznaczny grymas.
- Naprawdę nie mam pojęcia – skłamała drugi raz.
Prokurator siedzący po prawej stronie zaśmiał się cicho
kręcąc głową.
Mam ochotę wstać i mu przywalić, ale to nie byłoby stosowne.
Postanowiłem więc przerwać jego głupi i niekulturalny humor.
- Przepraszam Wysoki Sądzie, ale czy Pan Prokurator nie
powinien zachowywać się bardziej profesjonalnie? – spojrzałem na twarz Valdorf,
po czym przerzuciłem się na Danielsa, który jak na złość nie chciał odkleić z
ust uśmieszku zwycięstwa.
- W czym problem? – odpowiedział tamten. – Wasz klient jest
winny, nie wiem, po co się bawicie w te eskapady – wzruszył ramionami
noszelancko.
Zacisnąłem pięści przymykając powieki.
- Jesteś pazerny na pieniądze – rzekłem. – O to chodzi –
skwitowałem, siadając na miejsce.
Danielsowi opada szczęka i rumieńce wypływają na jego
policzki.
Byczku Fernando,
diabli wzięli twoje berło – śmieję się w myślach i usadawiam się wygodnie
na krześle. Dostrzegam rozbawioną twarz Stelli i puszczam do niej oczko. Widzę,
jak zaciska mocno usta i odwraca wzrok, żeby nie parsknąć śmiechem.
Sędzia nie jest jednak zadowolona z mojego wywodu.
- Panie Taylor, sąd
nie ma wpływu na humory pana Danielsa.
- Oczywiście, Wysoki
Sądzie – mówię i ponownie zajmuje swoje miejsce.
Mimo wszystko było warto.
- Proszę kontynuować
– zwraca się Voldorf do Bonasery, która odwraca się w stronę świadka.
- Więc twierdzi pani,
że nic nie wie na temat stosunków pani More z dziećmi oskarżonego? – pyta, a
kiedy Julia ponownie zaczyna uciekać wzrokiem, podchodzi bliżej i patrząc jej w
oczy powtarza z naciskiem – zdaje sobie pani sprawę, że za składanie fałszywych
zeznań grozi pani kara pozbawienia wolności?
- Sprzeciw, Wysoki
Sądzie! Nękanie świadka – krzyczy blondyna, a ja wybałuszam oczy.
Ta jasssne, widziała ona kiedyś nękanie.
- Wysoki Sądzie!
Świadek ewidentnie coś ukrywa – wtrąca się Stella.
Sędzina wzdycha.
- Oddalam.
Dostaliśmy zielone światło.
Trzeba to wykorzystać.
Mrugam porozumiewawczo do Bonasery, która kiwa głową.
Czas wytoczyć ostrą amunicję.
- Daję pani ostatnią
szansę zanim zrobi się nieprzyjemnie. Jak wyglądały stosunki Alysson z dziećmi
państwa Hoffmanów?
Julia Grifis w końcu pęka.
- Nie lubili się.
Tracey nie okazywała jej wrogości. Nie lubiły się, ale dziewczynka nigdy nie
chciała jej zrobić krzywdy. Zawsze miła i uśmiechnięta.
- A syn oskarżonego?
- Don.. on się w niej
zakochał- widzę, jak mój klient zaciska mocno oczy. Widocznie wie więcej niż
nam powiedział.
- Jak na to zareagowała Alysson?
- Odrzuciła jego
względy. Wytłumaczyła mu, że go nie kocha.
- Czy Alysson czuła się zagrożona?
- Nie, nic mi o tym
nie wiadomo.
- Nie mam więcej
pytań –Bonasera siada obok mnie.
- Musimy poprosić o przerwę- mówię- zanim wezwą na świadka
Elizabeth i Dona, trzeba pogadać z Hoffmanem. Coś tu jest nie tak. Młody mógł
się zakochać i z zazdrości zabić Alysson.
- Masz rację – Stella
wstaje. – Wysoki Sądzie, w związku z nowym faktami musimy poprosić o przerwę.
- Jakie fakty? –
piekli się Daniels. - To prokuratura o tym decyduje, nie obrona.
- To może mieć
kluczowy wpływ na wyrok, Wysoki Sądzie- nie ustępuje Bonasera.
Voldorf przenosi wzrok z nas na niego i z powrotem, aż w
końcu oznajmia:
- Zarządzam
półgodzinną przerwę – dźwięk młotka wypełnia do połowy pustą salę, a my
bierzemy Anthonyego i mówimy:
- Musimy poważnie
porozmawiać!
* * *
- Czy Pański syn to zrobił? – wypalam prosto z mostu, gdy tylko
wszyliśmy z Sali. Jake na te słowa aż zastygł w miejscu. Hoffman natomiast nie
wiedział, co odpowiedzieć.
- Proszę, to Pańska szansa – powiedział Mac. – Wszyscy na
tym stracimy – dodał po chwili.
- Ale on ma osiemnaście lat! – wzburzył się Anthony. – On ma
przyszłość przed sobą!
- To mógł o tym pomyśleć sam, przed tym, co zrobił – stwierdzam
delikatnie. – Wiemy, że Pan go kocha.. – serce mi się łamie, gdy wypowiadam te
słowa, ale w tej sprawie leży i też mój interes, moja kariera. Jestem samolubna. Albo po prostu walczę o
swoje.
- Musi Pan postanowić.
Mina Hoffmana była niewyraźna, a my wszyscy czekaliśmy w
ciszy.
- On w więzieniu zginie – jęknął mężczyzna.
- Albo Pan – wtrąca się Taylor.
- Będzie zeznawał – mówię. – Jeśli się przyzna, może Sędzia
się ulituję i jego wyrok będzie wyglądał inaczej – może trochę kłamię, ale dla
dobra nas wszystkich.
Hoffman pokręcił głową i oparł się o ścianę, mówiąc:
- To wszystko moja
wina – w jego oczach zaszkliły się łzy.
Jak ja teraz siebie
nienawidzę – myślę, gdy patrzę na tego biednego załamanego człowieka.
- Teraz to już nie ma znaczenia – powiedział Mac poważnym,
lecz stonowanym tonem.
- Musi Pan pamiętać, że ma Pan jeszcze córkę, która potrzebuję
ojca – wypowiadam te słowa chyba dla otuchy siebie, niż Hoffmana.
- Ojca, który przedłożył dobro jakieś kobiety nad swoją
rodzinę- mówi wściekły Hoffman i kryje twarz w dłoniach. Nie wiem, co mogę
jeszcze dla niego zrobić. Jeżeli Don się nie przyzna, a on weźmie na siebie
całą odpowiedzialność ta rodzina się rozpadnie.
- Niech pan powie nam
prawdę - nalega Mac.- Jeżeli pański syn się przyzna, osobiście wezmę się za
jego obronę i zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby nie stała mu się krzywda.
- Niech państwo
zrozumieją. To mój jedyny syn! Ja nie mogę, nie mogę…
- Niech pan na mnie
spojrzy – Taylor podchodzi do niego i chwyta za ramię – nie pozwolę, by stała
mu się krzywda. Niech mi pan zaufa. Proszę.
Hoffman przez chwilę przygląda mu się w ciszy, aż wreszcie
kiwa głową na znak zgody.
Oddycham z ulgą.
Teraz wygrana to już pestka.
Siadamy na ławkach, które stoją wzdłuż wyłożonych marmurem
ścian sądu.
- Niech pan nam
wszystko opowie.
Anthony wzdycha.
-Tego dnia Don wrócił
wcześniej do domu. Trening squasha skończył się półgodziny wcześniej niż
zwykle, dlatego postanowił na mnie nie czekać tylko wrócił autobusem. Dzwonił,
by mnie uprzedzić, ale miałem ważne spotkanie więc nie odebrałem. W domu była
tylko Alysson. Nie wiem, co się między nimi wydarzyło, ale kiedy wróciłem do
domu nigdzie nie mogłem jej znaleźć. I wtedy usłyszałem szloch dochodzący z
łazienki. Kiedy stanąłem w progu ,zobaczyłem Dona, który z nożem w ręku stał
nad ciałem Alysson. Odciągnąłem go od niej i próbowałem ratować, ale już nie
żyła. Zanim wezwałem policję, kazałem mu umyć nóż i wyrzucić zakrwawione
ubrania. Resztę historii znacie.
Siedzę tam, a w mojej głowie błąka się tylko jedna myśl:
O mój Boże.
Wiedziałam, że młody Hoffman jest winny. Podejrzewałam go od
pierwszego przesłuchania, ale słysząc te słowa z ust jego ojca, który teraz
cały zapłakany siedział między mną a Taylorem było najgorszym przeżyciem w mim
życiu.
Żaden rodzic nie powinien przez to przechodzić, żaden.
- Bardzo mi przykro –
mówię tylko po to, żeby coś powiedzieć – musimy wracać na salę. I niech pan nie
mówi niczego, czego my wszyscy możemy później żałować.
- Czy chce mi pani w
ten sposób powiedzieć, żebym nie brał winy na siebie? – uśmiecha się lekko.
- Tak – przyznaję
trochę zmieszana.
Wchodzimy na salę i zajmujemy swoje miejsca.
Po chwili pojawia się sędzia i wznawia rozprawę.
Mac wstaje i jak zwykle poprawiając swój garnitur, ostatnimi
czasy zauważyłam, że robi to niezwykle często, mówi:
- Wysoki Sądzie,
wzywamy na świadka panią Elizabeth Hoffman.
Wysoka, piękna szatynka podchodzi do stanowiska dla świadków
i składa przysięgę. Ubrana jest w komplet w kolorze nude i czarne szpilki
Louboutina, za które dałabym się pokroić, gdybym tylko tak nie kochała Gucciego
i Jimmy’ ego Choo.
- Pani Hoffman –
zaczyna Taylor – Jak opisałaby pani swoje stosunki z Alysson More?
- Lubiłam ją. Nie
byłyśmy przyjaciółkami, ale darzyłam ją wielką sympatią.
- Pomimo tego, że
sypiała z pani mężem?
- Mecenasie, moje
małżeństwo z Anthonym od ponad wielu już lat istnieje tylko i wyłącznie na
papierku. Alysson nie była pierwszą, która zawróciła w głowie mojemu mężowi.
Babka naprawdę ma klasę.
Jej mąż zdradzał ją na lewo i prawo, a ona mówi o tym tak,
jakby opowiadała o pogodzie.
- Nie miała więc pani
powodów do zazdrości?
- Absolutnie nie. Ja
i Anthony próbowaliśmy ratować nasze małżeństwo, ale po wielu próbach daliśmy
sobie spokój. Ustaliliśmy, że zostaniemy razem dla dobra dzieci, ale każde z
nas mieszkało osobno. Dla pozory jadaliśmy razem w niedziele, ale na tym koniec.
Oboje ułożyliśmy sobie życie z kimś innym i przykro mi, że Alysson spotkał tak
okrutny los. Tak mi przykro, Anthony – mówi, kierując swój wzrok na człowieka,
który kiedyś był jej jedyną miłością.
Hoffman uśmiecha się do niej, jakby w podziękowaniu.
- Mam rozumieć, że
nie wierzy pani w winę męża? – pyta Mac, specjalnie patrząc w stronę ławy
przysięgłych.
Wie, co robi.
Zastanawiam się, czy taki sam był w Chicago.
- Oczywiście, że nie.
Anthony świata poza nią nie widział. Kiedy miesiąc temu nasz syn popadł w złe
towarzystwo, Anthony chciał wrócić do mnie, spróbować jeszcze raz, ale
widziałam, że łamie mu to serce. I wtedy dotarło do mnie, że my już nigdy nie
będziemy razem. Poszłam do prawnika i przedstawiłam mu papiery rozwodowe.
Anthony był taki szczęśliwy. Podziękował mi i powiedział, że Al jest w ciąży.
Planował ją poślubić. Nawet pojechali razem na zakupy. Wybierali kołyskę… Nie,
mój mąż tego nie zrobił. Tego jestem pewna.
Zerkam w stronę przysięgłych i w ich twarzach dostrzegam
niemałe poruszenie.
Bingo!
- Ostatnie pytanie:
Gdzie była pani w dniu morderstwa?
- W Paryżu, z naszą
córką Tracey.
- Dziękuję. Nie mam
więcej pytań.
- Panie prokuratorze?
– pyta Sędzia.
- Nie mam pytań,
Wysoki Sądzie.
- Świadek jest wolny.
Z małym wyrzutem wstaję ze swojego miejsca i spoglądam na
Hoffmana.
- Prosimy na świadka Dona Hoffmana.
Mężczyzna obok mnie westchnął ciężko.
Niech to się skończy.
- Przyrzekłeś mówić prawdę – informuję młodego chłopaka. –
Mam nadzieję, że będziesz ze mną szczery – patrzę na niego i stwierdzam, że
jest bardzo podobny do swojego ojca.
- Więc – zaczynam. – Jak opiszesz swoje stosunki z Panną
More?
Młody Hoffman lekko skrzywił twarz. A ja w myślach
układałam, jak najdelikatniejszą taktykę, która doprowadzi do winy tego młodego
dzieciaka.
- Była nasza gosposią. Lubiłem ją – odpowiedział, palcami
rysując po balustradzie.
- Wiedziałeś, że twój ojciec ma z nią romans? – pytam, kątem
oka sprawdzając reakcje ławy.
- Tak, wiedziałem – uciął krótko.
- Jak się z tym czułeś?
Don spojrzał na ojca, potem na matkę, po czym jego oczy
skierował na mnie.
- Byłem zły. Chciałem mieć ojca i matkę razem. Chciałem mieć
szczęśliwą rodzinę – dostrzegam w jego tęczówkach smutek. Kiwam głową na znak
zrozumienia.
- W jakim stopniu lubiłeś Pannę More? – nie mogę dłużej
czekać.
- W jakim sensie? – pyta mnie zdziwiony.
- Czy byłeś w niej zakochany?
Jego twarz przybiera kolor czerwony. Zaczyna się wiercić na
siedzeniu.
- Nie – ucina szybko.
- Don – zwracam się do niego po imieniu. – Widziałam twoje
sms’y, które wysyłałeś do Alysson.
Chłopak spuszcza głowę, ale po chwili patrzy na mnie z
dziwnym wyrazem twarzy.
- To już pisać smsów
nie wolno? – odburkuje, a złość w jego głosie jest ewidentna.
- Wolno, wolno, ale
chyba nie takie, jak te- mówię i biorę od Maca kartkę, którą niedawno
dostarczył nam Jake.
- Jak to zrobiłeś? -
pyta Taylor Waltersa, a ten tylko szczerzy się w uśmiechu, który mówi „Nie chcesz wiedzieć” i Mac wycofuje się
z „Okay” wypisanym na twarzy.
Tymczasem ja dalej staram się przycisnąć młodego.
- Jeżeli można Wysoki
Sądzie, mamy kopię smsów pana Dona Hoffmana do Alysson More – podchodzę do
stołu sędziowskiego i przekazuję kopię wydruku wiadomości.
- Sprzeciw, Wysoki
Sądzie! – krzyczy Daniels – tego dowodu nie ma na liście. Prokuratura nie miała
szansy się z nim zapoznać.
- Proszę strony o
podejście – mówi Voldorf, a kiedy oboje stoimy przed nią, zaczyna od
ochrzanienia mnie- nie lubię takich niespodzianek.
- Wysoki Sąd wybaczy,
ale ten dowód wypłynął niedawno. Jestem przekonana, że jego wartość wpłynie na
zmianę toru procesu – tłumaczę i widzę, jak marszczy brwi.
- Pozwoli sąd na to?
– piekli się Daniels.
- Obawiam się, że
tak. Dopuszczam dowód. Proszę kontynuować.
Wracam do młodego i mówię:
- Pozwolisz Don, że
przeczytam jedną z ciekawszych wiadomości: ”
Ty suko, jak mogłaś mi to zrobić! Pożałujesz tego”. To brzmi, jak poważna
groźba, nie sądzisz?
- Byłem wściekły, ale
to nie znaczy, że ją zabiłem – broni się Don.
- No tak, więc
posłuchajmy tego… - zaczynam, ale przerywa mi Daniels:
- Sprzeciw! To
nękanie świadka!
- Podtrzymuję. Proszę
inaczej sformułować pytanie.
Wzdycham.
Jak mam go przycisnąć bez tych wiadomości?
- Gdzie byłeś w dniu
morderstwa?
- Grałem w squasha.
- Czyli nie było cię w domu, gdy zamordowano Alysson? -
pytam i patrzę na niego wyczekująco. W dłoniach ściskam mocno pióro . Nie chcę
skrzywdzić tego chłopaka, ale nie zawsze możesz mieć to, czego chcesz, jak
śpiewał Mick Jagger.
-No raczej- odpyskuje
młody.
- To dziwne, ponieważ
pana ojciec zeznał, że trening skończył się półgodziny wcześniej niż zazwyczaj.
- I co z tego? –
zaczyna się pocić i drży mu głos.
- A to, że wrócił pan do domu wcześniej i mógłby pan bez
przeszkód zabić Alysson – Donowi odpływa krew z twarzy i robi się blady, jak
kreda.
- Ja.. to nieprawda!
- Dziękuję. Nie mam
więcej pytań.
Zasiadam za stołem i mrugam porozumiewawczo do Maca.
Rzuciliśmy Danielsowi kości, a teraz on bez wątpienia się na
nie rzuci, niczym wygłodniały pies.
- Panie prokuratorze?
– Joshua wstaje i zdecydowanym krokiem podchodzi do miejsca, gdzie siedzi
przerażony już teraz do reszty Don Hoffman.
- Czy to prawda, że w
dniu morderstwa wróciłeś do domu wcześniej? Pamiętaj, że zeznajesz pod
przysięgą.
- Tak, to prawda.
- Kto był wtedy w
domu?
- Alysson.
- Czy pański ojciec
też tam był?
- Nie. On wrócił
później.
- Czy widział pan jak ojciec zabija gosposię? – chyba nie o
taki trop mi chodziło…
- Mój ojciec nie
zabił Alysson.
- Skąd ta pewność?
- Bo ja to zrobiłem!
* Colbie Caillat – We both know ft. Gavin
DeGraw
PS. Jednak sprawa pociągnie się jeszcze do następnego odcinka.
Wreszcie!
OdpowiedzUsuńPierwsza! xD
Hihihi. Wiedziałam, że tak będzie. xD Po pierwsze: to syn, po drugie: toście się rozpisały. :P
UsuńRozdział mi się podobał. Jest parę błędów, ale tak mnie wciągnęła akcja, że przestałam zwracać uwagę.
Sytuacja na sali sądowej opisana całkiem zgrabnie, choć brakuje mi nieco Prawa Agaty w tym wszystkim. ;) Ale jest nieźle. No i oczywiście Mac w tych swoich drogich, świetnych ciuchach... Uch... Musi wyglądać bardzo seksownie.
Czekam na kolejny. <3
Nie! Nie! I jeszcze raz nie! Juz myslalam ze dacie sobie spokoj a tu czlowiek znow koszmary senne bedzie mial. Nie wytrzymam tego dluzej mowie od razu. Taki cud miod malinka poczatek. Juz mysle bedzie pirknie a tu ruda wywloka znow no poprostu rece i nogi opadaja. Ale jak obiecalam, ze wytrzymam to dam rade jeszcze nie wiem jak ale dam. Kobieta zmienna jest. Dalej go nie lubie pomimo jego banana na twarzy kiedy pisal sms. Moze sobie puszczac oczka i nie wiadomo co jeszcze. Nawet nie zmieni tego jego dobry kontakt z cieplutkim. Powtorze sie kocham go jest przezabawny :) A jakie emocje na tej rozprawie czytalam z zapartym tchem. Czulam sie jak bym byla tam z nimi moja wyobraznia zadzialala. :D
OdpowiedzUsuńDarioszka ktora juz rudej wiecej nie zniesie i ktora doczekac sie juz nie moze kolejnego.
Matko jaki ten Mac jest seksowny jako mecenas juz go widzialam chodzacego po tej sali... Rozprawa naprawde bardzo realna i chyba tylko tyle jestem wstanie napisac. Moj mozg przestal funkcjonowac :D
OdpowiedzUsuńVan
Jednaj wzielyscie sobie do serca rozprawe. Od poczatku bylo wiadome ,ze to syn. To takie przewidywalne. Jakos nie potraficie mnie zaskoczyc. Nie wiem co wszystkie widza w rozprawie jak dla mnie nie dopracowana. Zastanawia mnie skad wytrzasneliscie Darioszke ktora sie tym jara jak glupi serem. Albo musi was naprawde strasznie lubiec albo same sobie piszecie komentarze jako ona.
OdpowiedzUsuńSerafina
Musze cie nistety rozczarowac jestem prawdziwa.:D Jezeli tak bardzo dziewczyny nie potrafia cie zaskoczyc to radzila bym zmienic adres bo jakos nikt sie za bardzo toba nie przejmuje. Znam Hangon bardzo dobrze co nie dziala na to abym cieszyla sie jak to nazwals jak glupi do sera. Kazdy normalny jeszcze raz powtorze normlany komentuje jak mu sie podoba. Nie wazne kto by to pisal byla bym tu nadal. A tobie albo ktos kiedys nadepnal na odcisk albo cos cie uwiera i nie potrafisz uszanowac pracy innych.
UsuńDarioszka oddychajaca tym samym powietrzem co ty tylko ze w innym miescie
Droga Serafino, nie wiem, skąd u Ciebie tyle goryczy. Ja naprawdę jestem w stanie zrozumieć KONSTRUKTYWNĄ krytykę, ale u Ciebie jakoś jej nie dostrzegam. Co prawda widać zalążki tego typu komentarzy, ale dużo Ci jeszcze brakuje. Przede wszystkim popraw błędy, bo bardzo ciężko się czyta to, co piszesz. Brak polskich liter i przecinków to jakiś koszmar!
UsuńA Darioszka? Każdy ma prawo do własnego zdania i każdy ma prawo do przyjaciół. Masz ich w ogóle? Bo gdybyś ich miała, to zrozumiałabyś, że przyjaciele w ten sposób wspierają (bo z góry do dołu zjadą człowieka prywatnie, a komentarz zostawiają pozytywny).
Także życzę Ci powodzenia w nauce pisania komentarzy i mam nadzieję, że znajdziesz ludzi, którzy Cię zrozumieją i pokochają.
Droga Serafino,
UsuńCieszymy się, że jednak nasz blog spodobał Ci się na tyle by z nami na chwilę zostać. Przyjmujemy Twoją krytykę z wdzięcznością, gdyż nie wszystkim musi się podobać to, co piszemy. Jednakże jeżeli Ci się nie podoba to dlaczego nadal nas śledzisz? Nie chcę być nieuprzejma,ale jeżeli Ci się nie podoba, nie musisz tego czytać. Zamiast pluć przysłowiowym jadem,znajdź bloga, który odpowiada Twoim standardom :) Co do Darioszki : bardzo Cię proszę, abyś jej nie obrażała. To, że Ty nie wyrażasz entuzjazmu, nie oznacza, że inni nie mogą tego robić. Daria jest z nami od samego początku i jest dla nas kimś w rodzaju dobrej duszy i należy jej się szacunek. Bardzo proszę, abyś więcej nie wypowiadała się o niej w taki sposób. Co do rozprawy: blog jest pisany dla rozrywki. Obydwie z Hangon zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy profesjonalistkami, że nie jesteśmy idealne. Jedyne, co mogę powiedzieć to to, że ciągle się uczymy i dokształcamy w dziedzinie prawa ogólnie i prawa karnego. Żadna z nas bowiem nie jest prawnikiem ani nawet studentką prawa. TGH jest dla nas spełnieniem marzeń i fantazji. Szanuję Twoje zdanie i jeżeli Ci się nie spodobała nasza historia, trudno. Ale bardzo Cię proszę, abyś wyrażając swoje zdanie , nie raniła przy tym uczuć innych osób.
Pozdrawiam.
Jakie poruszenie moja osoba. Kazdy ma prawo do wlasnego zdania. Jakos wasza Darioszka tez ma problem z polskimi znakamki nikt jakos jej tego nie wytyka. Serafinka
UsuńCzyż nie to samo napisałam wyżej?
Usuń"Nasza Darioszka" nie jest Tobą.
Proszę Cię, abyś naprawdę skończyła temat Darii. Dla nas jest ona ważna. Przepraszam może słyszałaś o istnieniu więzi zwanej przez inteligentnych i wrażliwych ludzi, przyjaźnią? Jeżeli tak to takie teksty o serze i takich innych możesz sypać do nich. Ewidentnie nie wiesz, że przyjaciół się wspiera. Bo przyjaciele właśnie od tego są,ale to już napisała Elly. Powiem to jeszcze raz : nie chcesz czytać tego bloga, nie podoba Ci się - w porządku. Przyjęłyśmy już to do wiadomości. Ale dlaczego czepiasz się dziewczyn, którym w odróżnieniu od Ciebie się to podoba? Co masz do Darii?! Przecież sama napisałaś,że każdy ma prawo do własnego zdania. Dlaczego więc się jej czepiasz? Odpuść.A mówiłaś,że jaki jest adres Twojego bloga? Ah, tak zapomniałam! Chyba nie masz żadnego. Oops.
Każdy ma prawo do własnego zdania, a nie do ataku na ludzi. W taki sposób zostałaś odebrana, ponieważ, czytając Twoje wypowiedzi, miałam wrażenie, że kieruje Tobą agresja.
OdpowiedzUsuńI nie próbuj odwracać od siebie uwagi. Ja komentarzy Darioszki nie czytam. Czytam Twoje i za każdym razem mam ochotę Cię poprawiać.
Już dobrze dobrze nie unoscie sie tak bo jeszcze wam się coś stanie jeszcze, któras z was w szpitalu wyladuje.
OdpowiedzUsuńŻeby was już nie raziło. Serafinka
Nie musisz się tak o nas martwić. ;-) Mamy zapas melisy. Nie jesteś pierwsza i na pewno nie będziesz ostatnia.
UsuńPozdrawiam cieplutko
Dziękujemy za Twą dobroć.
UsuńNie bój się.
Jesteśmy wszystkie w doskonałym zdrowiu. Twoja troska mię rozczula, a razi arogancja.
Trzeba sie przyzwyczaić, życie jest okrutne, ludzie są okrutni. Ach ta wasza Darioszka jak jakiś cud, bożek. Jestem ciekawa ile wytrzyma z wami tylko ze wzgledu na przyjaźń a takie czytanie przez przyjaźń szybko się kończa.
OdpowiedzUsuńSerafina
PS. Az sie nie mogę doczekać waszych odpowiedzi.
Abstrahując od altruistycznych zagadnień metafizycznego pietyzmu adekwatnie jestem gotowa pokusić sie stwierdzeniem, że percepcia naszej mentalności nie obliguje mnie do dalszej konwersacji z tobą, ponieważ nie stoisz nawet w brodziku naszych potrzeb intelektualnych. Pozdrawiam Darioszka
OdpowiedzUsuńPS. Odpimpaj sie od mojej osoby
Dobrze, ciesze się ,że sama zaczelas walczyc o siebie a nie wyslugujesz sie kolezankami.
OdpowiedzUsuńSerafina
To się porobiło, nie mam pojęcia po co takie osoby wchodza na blogi. Jedynie atmosfere psują. Co do samego odcinka mega, naprawde super. Jakoś z dnia na dzien bardziej mogę sobie ich wyobrazic na sali sądowej. Pasuja mi tam :D
OdpowiedzUsuńMagdalena Marianna
PS. Darioszka olej kobiete :) twoje roztrzepane komentarze pasują do tego wszystkiego
PS1. Pani Serafinje proponuje stworzyc coś swojego a my bedziemy komentowac i udzielac perfekcyjnych rad. 1
Ale się tu wczoraj działo. Szkoda mi takich osób bo chyba sami nie wiedzą czego chcą od życia. Rozdział świetny opis rozprawy perfekcyjny jak dla mnie ,ciężko opisać coś co tylko widzi się w serialach albo czyta się w książkach. Wam to wyszło :) Ja nie spodziewałam się, że to syn może mi coś umknęło. Dużo weny Lima
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie :)
OdpowiedzUsuńOlewam hejterkę jestem teraz ja i piszę!
OdpowiedzUsuńWięc jest 1.09 w nocy nie bedę spać przez was bo rozprawa tak mnie wkręciła że masakra normalnie kocham was dziewczyny!! :)
Nie wiem czy to plus czy minus ale chyba odróżniam to co która pisze, chyba znam jedną z was za dobrze :)
Jaram się strasznie tym wszystkim!